czwartek, 30 lipca 2015

Rozdział 1
*niedziela*
Sophie
Gdy przyszłam do domu, zjadłam kolacje, umyłam sie, włączyłam telewizje, napiłam sie bourbonu, potem poszłam spać. Podczas tych wszystkich czynności myślałam o tym pięknym chłopaku! Ale chwila... Przecież ja go skąś kojaże-pomyślałam, lecz zaraz sie otrząsnełam i pomyślałam, że zachowuje sie jak ten nienormalny chłopak z tą akcją ze zdjęciem. Ale, ja coś pamiętam, w roku 1860 na balu założycieli, tańczyłam z podobnym chłopakiem, ale nie możliwe żeby to był on.
*poniedziałek*
Dziś wstałam wcześnie, o wiele za wcześnie. Jest godzina 5:30. Poszłam do łazienki, umyłam się, zeszłam na dół do kuchni i włączyłam muzyke na full. Zrobiłam sobie pyszne naleśniki z bitą śmietaną na śniadanie i do tego zaparzyłam kawe. Czas na moją ulubioną rzecz! Zeszłam do piwnicy otworzyłam lodówkę, i wzięłam dwie torebki krwi. Mniaam. Gdy ją piłam wpadłam na genialny pomysł! Pójde do szkoły! Poznam jakieś fajne osoby, a lamerkami bedzie można się karmić. Odejme sobie jakies 484 lata... Ubrałam się w obcisłe, czarne rurki, fioletową bluzkę i czarną dżinsową kurtkę. Dziś zakręciłam włosy mocniej niż zwykle.
Wziełam ostatni łyk kawy i poszłam zapisać się do liceum. Odejme sobie jakies 484 lata-zaśmiałam się.
Nareszcie dotarłam do szkoły. Dziwnie się czułam, wszyscy chłopcy ciągle sie na mnie patrzyli, udawałam zawstydzoną, choć wcale taka nie byłam. Weszłam do gabinetu dyrektora.
-Dzień dobry!
-Dzień dobry. Nigdy jeszcze cię w naszej szkole nie widziałem.
-Tak, ponieważ przyjechałam niedawno do Mystic Falls by tu zamieszkać i przyszłam zapisać się do szkoły.-uśmiechnełam się lekko
-Dobrze poprosze o twój akt uro...
-Nie potrzebny ci żaden akt ani żadne inne papiery. Przyjmiesz mnie do szkoły od tak.- zahipnotyzowałam go, i wyszłam.
Poszłam w stronę klasy w której mieliśmy mieć lekcje.
-Hej dziewczyny, jestem Sophie i jestem nowa- uśmiechnełam się.
-Hej jestem Bonnie
-Hej ja Meredith
-Niedawno przyjechałam do Mystic Falls. A tamta blondyna? Co tak sama stoi?
-To Iva, straszna suka.-powiedziała Bonnie, a Meredith przytaknęła
-Chyba nie taka straszna... Zaczełam się śmiać, i jeśli chodzi o mnie to chyba jestem gorsza suka... zabiłam tyle ludzi...
Bonnie
Dziś moją rozmowę z Meredith przerwała jakaś nowa dziewczyna. Sophie. Jest bardzo sympatyczna, chociaż ma dziwny błysk w oku.
-Meredith, co myślisz o Sophie?-rzuciłam.
-Myślę, że spoko z niej dziewczyna.
-Też mi się tak wydaje, ale w jej oczach dostrzegłam coś dziwnego...
-Bonnie, czy ty się dobrze czujesz? Chyba nadal ta grypa cię nie opuściła.
-No może...
Zadzwonił dzwonek na lekcje, zaraz przyszedł pan od historii, Tom Zaltzman.
-Witam was, wejdzcie do sali.
Weszliśmy do sali i podczas lekcji myślałam, że usnę, było strasznie nudno. Po chwili dostałam liścik od Sophie.
"Bonnie masz dziś czas?"
Kiwnełam głową, że tak
Dostałam kolejną karteczke
"Przyjdź do mnie, musimy pogadać ;)"
-Dziewczyny! Może wy powiecie nam coś na temat wojny secesyjnej?
Ktora pierwsza? Może Bonnie?-powiedział Zaltzman. Serce waliło mi jak oszalałe, bo nie wiedziałam nic na ten temat.
-W zasadzie to ja mogę- odpowiedziała Sophie. Jezu uratowała mi życie! Cicho szepnełam "dziekuję".
Sophie mówiła i mówiła po chwili pan Zaltzman powiedział- No i na tym się kończy nasza lekcja. Dziękuje Sophie. Skąd ty tyle wiesz?- zapytał.
-Wujek google i ciocia Wikipedia-odpowiedziała i wszyscy zaczeliśmy się smiać, lecz nadal miała ten sam dziwny blask w oku. No nic... Zadzwonił dwonek na przerwe, to była nasza ostatnia godzina, poszłam do domu zjeść obiad a potem miałam iść do Sophie.
Caroline
Ohh. W szkole jest jakaś niwa Sophie Pierce... Denerwuje mnie ta suka, chłopaki, zamiast zwracać uwagę na mnie, zwracają na nią. Jeszcze coś wykombinuje i nie bedzie miała życia w tej szkole.
Sophie
Wszystko słyszałam co Caroline mówi. Zobaczymy kto tu wygra. Jeszcze ona mnie popamięta, albo nie popamięta... Ehh nie ważne, niedługo to ona nie będzie miała życia ale nie tylko w szkole.-ponyślałam sobie i ruszyłam w strone domu

wtorek, 28 lipca 2015

Prolog

Przyjechałam do Mystic Falls jakieś 2 dni temu. Dziś postanowiłam wyjść z domu, poznać kogoś, zwiedzić miasto. Kiedy szłam sobie ulicami, mijając różnych ludzi, oczywiście musiał zaczepić mnie jakiś koleś...
-Ej, ja cię skąś znam.
-Nie nazywam się "ej", jestem Sophie, skąd mnie niby znasz?-  powiedziałam znudzona.
-Ze zdjęcia...- odpowiedział dziwnym tonem.
- Jakiego zdjęcia koleś? Oszalałeś?- zasmiałam się głośno.
- Z 1860 roku... dziewczyno... wyglądasz identycznie.
- Odchrząknełam cicho- Skąd masz takie zdjęcie?
-Mojego pra pra dziadka, pamiątka.
Stałam zagubiona, przecież jestem wampirem. Dlaczego musiałam go spotkać? Dlaczego?
Spojżalam mu głęboko w oczy i powiedziałam:
-Zapomniesz o całej rozmowie i o tym, że sie spotkaliśmy.
-E e, Spohie tak? Nie próbuj mnie hipnotyzować! Jesteś potworem!
Uciekł w jakąś samotną uliczke. Pobiegłam za nim.
-Nie próbuj mi uciekać!
Ponieważ wiedziałam że ma w sobie to przeklęte zioło nie mogłam sie z niego napić. Złapałam go za kark i szybko skręciłam mu kark. Delikatnie szturchnełam go butem. Nie żył. Mialam juz przez niego zepsuty dzień. Przez to że pił werbene nie mogłam się z niego napić! Cóż napije sie z torebki.
Zawróciłam i poszłam do domu. Kiedy dochodziłam do drzwi, zauważyłam że ktoś kręci się koło mojego mieszkania. Oczywiście miałam tak wspaniały słuch, że wiedziałam gdzie jest. Podeszłam do krzaków obok mojego domu i spytałam sie:
-Co ty tu robisz do cholery?
...
-Nie udawaj że cię tam nie ma.
Odgarnęłam łodygi i co w nich zobaczyłam? Cudownego chłopaka. Szatyna z pięknymi turkusowymi oczami. Lecz nie dałam po sobie poznać, że mi się spodobał.
-Zadałam ci pytanie!- Krzyknęłam
-Nic chciałem tylko cię poznać.
-Oh daruj sobie i się z tąd wynoś!
-Myślisz że mnie wystraszysz? Śmieszna jesteś. Oj Sophie Sophie...
-Skąd znasz moje imie?!-spytałam poddenerwowana.
-Z nikąd.- uśmiechnął się dziwnie i odeszedł.
Jeju co za dziwni ludzie-pomyślałam i weszłam do domu.